niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 44: " Ja już nie daje rady. "

- Ale co mogło się stać? - Chłopak powoli usiadł na fotelu. 
- Nie wiem. Coś mi się nie podoba ta twoja Mia.
- Ona nigdy by nie zrobiła krzywdy żadnemu dziecku. 
- Mów sobie co chcesz. Ja wiem swoje. - Włożyłam dziecko do łóżeczka i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamy. Wyszłam z łazienki. Niall siedział w tym samym miejscu w jakim go zostawiłam. - Ty nie idziesz się myć? - Zapytałam siadając na łóżku. 
- Idę. - Chłopak wstał i ruszył do łazienki. Wydać było, że jest zestresowany. Nie zamierzam tego tak zostawić. Jutro zadzwonie do tej całej Mii. W tym momencie z łazienki wyszedł Horan. 
- To co z tym zrobimy? - Zapytał zmartwiony kładąc się obok mnie. 
- Jutro do niej zadzwonie. Nie zostawię tego tak. - Niall westchnął. 
- Dobranoc kochanie. 
- Dobranoc. 


**** w nocy ****

Obudził mnie płacz dziecka. Muszę się do tego przyzwyczaić. Tak będzie, przez pewien okres czasu. 
- Nie Wstawaj. Ja pójdę. - Usłyszałam jedynie za plecami. Odwróciłam się. Niall stał z Liam'em na rękach i go uspokajał. To naprawdę jest anioł nie chłopak. 
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się. 
- Nie ma sprawy. - Powiedział Niall. - Co ona ci zrobiła skarbie? - Zwrócił się do Liasia Nialler. - Nie dam ci zrobić krzywdy. - Przytulił go. Uśmiechnęłam się w duchu i zasnęłam. 

**** rano ****

Obudziłam się rano. Miałam straszną ochotę do życia. Wstałam z entuzjazmem. Zetknęłam jedynie na zegarek. Była 8:48. Nialla już w pokoju nie było. Liama także. Ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, zrobiłam prysznic i włosy upiełam w niedbałego koka. Ubrałam się w to:


Tak. Dzisiaj był ten dzień kiedy chciałam założyć sukienkę. Poprostu chciałam wyglądać dziewczęco. Zeszłam na dół. Niall krzątał się po kuchni a Liam leżał sobie w salonie. 
- Witaj skarbie. - Pocałowałam chłopaka.
- Ooo moja księżniczka wstała. - Cmoknął mnie w policzek. - Co moja księżniczka będzie jeść? 
- Zrobię sobie płatki. - Wyciągnęłam mleko, płatki i przygotowałam sobie śniadanko. Po zjedzeniu płatków poszłam do Liama go nakarmić.  Usiadłam na kanapie w salonie. Karmiłam go aż w pewnym momencie cała zawartość jego buźki wylądowała na mojej sukience. 
- Liam!! - Krzyknęłam chyba na cały dom. Dziecko się rozpłakało a z kuchni przybiegł Niall biorąc Liama na ręce.
- Co się tak na niego drzesz?! - Przytulał niemowlaka. 
- Patrz co zrobił!! - Wskazałam na moją sukienkę. 
- Daj spokój. To się wypierze. Nie krzycz na niego. 
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! - Wybiegłam z salonu kierując się do pokoju. Wpadłam do łazienki i natychmiast przebrałam się w to:

Wyszłam z łazienki, usiadłam na łóżku i poprostu się Rozpłakałam. Czasami mam takie momenty słabości. Do pokoju wszedł Niall. 
- Skarbie. Co się dzieje? - Przykucnął przy mnie. 
- Ja już nie daje rady. - Wtuliłam się z płaczem w Blondyna. 
- Jestem tu. Pamiętaj. Ja zawsze ci pomogę. - Mocno mnie przytulił. 
- Dzięki. Muszę zadzwonić do tej twojej koleżanki od siedmiu boleści. 
- Okey. -Wzdychnął. Wybrałam numer do dziewczyny i zadzwoniłam. 
- Hej. - Usłyszałam radosny głos Mii. 
- Cześć. - Odpowiedziałam oschle. 
- Coś się stało?
- Mogłabyś przyjechać?
- Jasne. Jest 10. Będę za 15 minut. 
- Ok. Czekam. - Rozłączyłam się. 
- I jak? - Spojrzał na mnie Blondyn.
- Będzie za 15 minut. 
- I co jej powiesz? 
- Jeszcze nie wiem. - Zeszłam do salonu. Usiadłam przed telewizorem. Po kilkunastu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Usłyszałam jak po schodach zbiega Nialler i otwiera drzwi. Wstała i poszłam do holu. 
- Hej. - Uśmiechała się Mia.
- Cześć. Wejdź. - Zaprosiłam ją ruchem ręki do środka. Weszła i usiadła na fotelu w salonie. 
- Chcielibyśmy z tobą porozmawiać. - Zaczął Horan. 
- Tak? - Spojrzała na nas niepewnie. Podeszłam do dziecka i rozpiełam delikatnie jego śpioszki. 
- Co to jest?! - Krzyknęłam pokazując jej siniaki. Liam zaczął płakać. 
- Ale ja nie wiem. - Poderwała się dziewczyna. 
- Co to jest się pytam?! - Niall zapiął ubranko dziecku i wziął na ręce uspokajając. 
- To nie ja! - Broniła się dziewczyna. 
- To co może ja sama uderzyłam swoje dziecko?!
- Nie wiem! - Krzyknęła i wybiegła
z domu. Ja usiadłam na kanapie i poprostu się Rozpłakałam. Nie miałam na nic siły. Chłopak zaniósł dziecko do góry i wrócił do mnie. Przytulił mnie i Wyszeptał:
- Ciii spokojnie. Jestem tutaj. 
- Niall. Ja się do niczego nie nadaję. 
- Nie mów tak. Jesteś cudowną dziewczyną i super mamą. - Pocałował mnie. 
- Ja sobie już nie radzę. - Wtuliłam się w Irlandczyka. Cudownie pachniał. 
- Nie mów tak. Zabraniam ci. - Pocałował mnie w policzek. - Chodź położysz się. Zrobię ci herbatę. - Uśmiechnął się i zaprowadził mnie do pokoju. Grzecznie położyłam się do łóżka. 

**** oczami Nialla ****

Zeszłam na dół. Odrazu złapałem za telefon i wybrałem numer do lotniska w Dublinie. 
- Dzień dobry, lotnisko w Dublinie, słucham?
- Chciałbym zarezerwować lot. 
- Kiedy i w jakie miejsce. 
- Na jutro. Do Londynu...
- Dobrze. Ile osób?
- 2 dorosłe i jedno dziecko. 
- Dziecko w jakim wieku? 
- Malutkie. Ma tydzień. 
- Dorze. Jaka klasa?
- Pierwszą klasą. 
- Dobrze dziękuje. Jutro lot o godzinie 8:10 rano. 
- Dziękuje. Do widzenia.
- Do widzenia. - Rozłączyłem się. Zrobiłem 2 herbaty i wróciłem do pokoju. 
- Proszę. - Podałem dziewczynie herbatę a sam usiadłem obok niej. 
- Dzięki - Uśmiechnęła  się do mnie blado. 
- Jutro wracamy do Londynu. 
- Dobrze. - Spojrzała na mnie wdzięcznie. W jednym momencie się zerwała i pobiegła do łazienki. 

**** oczami Roxy ****

Zerwałam się i pobiegłam do łazienki. Zrobiło mi się niedobrze. Wymiotowałam. Widziałam jak Niall stoi w progu łazienki. Podeszłam do umywalki i opłukałam usta. Niall podszedł do mnie i przytulił od tyłu. 
- Co się dzieje? - Szepnął mi do ucha. 
- Źle się czuje. - Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam się o Blondyna. 
- Co cię boli? - Widziałam przerażenie w jego oczach i troskę. 
- Brzuch. - Wyszłam z łazienki i trzymając się za brzuch doszłam do łóżka i się położyłam. 


--------

Macie kolejny rozdział! W tym tak troche wieje nudą ale trudno. Masz Żyrafa to co chciałaś. Ciesz mordkę ;*

12 kom i daje next :)

12 komentarzy: